Bitwa na poduszki na krakowskim rynku. Flash mob, czyli błyskawiczny tłum to zdarzenie spontaniczne. Nieznani sobie ludzie skrzykują się przez internet bądź smsowo w umówionym miejscu i o ustalonej porze, by... robić głupie rzeczy. Pokazują np. dupy albo walczą na poduszki.
Pierwsza tego typu akcja miała miejsca w Nowym Jorku w 2003 roku. Do pewnego sklepu wchodzili ludzie i zadawali sprzedawcy durne pytanie: "Czy jest dywanik miłości dla komuny?".
Flash mob prędko rozlał się na cały świat, dotarł także do naszego przecudnego kraju nadwiślańskiego (patrz zdjęcia).
Idea bitwy na poduszki ma także drugie dno. Zapomniana na szczęście seksuolożka Michalina Wisłocka* w swojej niezwykle niegdyś popularnej książce "Sztuka kochania" radziła, by taką walkę wykorzystać jako grę wstępną. Ponoć jeden prawicowy polityk utrzymywał, że po krakowskiej akcji uczestnicy po zmroku radośnie kopulowali na pobliskich plantach także w nieheteroseksualnych konfiguracjach. Myślę, że w tej plotce jest tyle samo prawdy, co w doniesieniach o romansie Romana Giertycha z Edytą Górniak.
* Pani Wisłocka wsławiła się tym, że unieszczęśliwiła kilka pokoleń Polaków utrzymując, że istnieją dwa rodzaje orgazmów - łechtaczkowy i pochwowy. Twierdziła, że tego ostatniego można się nauczyć oddając się żmudnym ćwiczeniom. W wyniku tej lektury i po praktykach zakończonych fiaskiem każdy mężczyzna dochodził do wniosku, że ma za małego siusiaka, zaś kobiety stawały się oziębłe tracąc bezpowrotnie wiarę w swoją kobiecość.
Nie bójmy się tego powiedzieć: Michalina Wisłocka jest odpowiedzialna za ujemny przyrost naturalny w Polsce.