Ponad pół wieku temu młodzi mężczyźni z dyplomem w dłoni wyszli z budynku wadowickiego Państwowego Gimnazjum Męskiego nr 374. Świat stał przed nimi otworem, a na starcie mieli równe szanse. Jeden z nich chciał być aktorem. Po 40 latach został... papieżem. Minęło 60 lat od czasu, kiedy Karol Wojtyła zdał egzamin dojrzałości.
W 1938 roku do matury w wadowickim gimnazjum przystąpiło 40 uczniów. Zdali wszyscy. Rok później wybuchła II Wojna Światowa, nie przeżył jej co czwarty. Dziś żyje tylko 10 z nich. Siedmiu losy rozrzuciły po Polsce, jeden mieszka w Kanadzie, jeden we Włoszech, a jeden w Watykanie. Święty za życia.
Mają po 78 lat. Mówią, że wybrał ich los, bo są przyjaciółmi Ojca Świętego. Jan Paweł II zaprasza ich do siebie do Watykanu, w czasie pielgrzymek do Ojczyzny zawsze stara się znaleźć dla nich czas. Koledzy ze szkolnej ławy spotykają się każdego roku na mszy w wadowickim kościele w rocznice urodzin papieża. Potem we własnym gronie przy lampce koniaku opowiadają o szkolnych czasach, odświeżają odległe, ale wciąż żywe wspomnienia. Są nieufni w stosunku do dziennikarzy, wpuszczają do mieszkania dopiero po dokładnym sprawdzeniu tożsamości.
- Ostrzegano nas, że jakaś telewizja amerykańska chce nakręcić film o domniemanej dziewczynie Karola z czasów gimnazjum. Ubzdurali sobie, że miał sympatię - Żydówkę. Owszem, był bardzo przystojny, ale nie w głowie mu były dziewczyny - mówią maturzyści, rocznik 1938.
Antoni Bohdanowicz mieszka w Sopocie, Teofil Bojeś w Mysłowicach, Stanisław Jura w Kętach, Witold Karpiński we Włocławku, Szczepan Mogielnicki w Zatorze pod Oświęcimiem, Eugeniusz Mróz w Opolu, Jan Wolczko w Kalwarii Zebrzydowskiej. Jerzy Kluger osiadł w Rzymie, a Rudolf Kogler w Toronto.
* * *
W Wadowicach przy ul. Kościelnej 7 stoi kamienica z małym podwórkiem. Dziś w tym miejscu jest muzeum. Tutaj urodził się i mieszkał przez 18 lat Karol Wojtyła. Jego sąsiadem i kolegą z gimnazjum był Eugeniusz Mróz.
- Właściciele kamienicy w której mieszkaliśmy z Karolem mieli sklep. Nad wejściem wisiał napis: „Tu rower za 100 złotych na sto lat”. O proszę spojrzeć, te same metalowe schodki - pokazuje.
Eugeniusz Mróz po maturze zdał na studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie wojny walczył w Armii Krajowej, był więźniem w niemieckim obozie pracy. Po wojnie osiadł w Opolu, gdzie mieszka do dziś. Jest emerytowanym radcą prawnym.
- Ja mieszkałem w tym domu przez dwa lata. Lolek, bo tak nazywaliśmy Karola Wojtyłę, gospodarował z ojcem w dwupokojowym, skromnym mieszkaniu. Matka zmarła, kiedy Karol miał 9 lat. Trzy lata później zmarł jego starszy brat - lekarz. Nie przelawało się tam. Żyli skromnie z niewielkiej wojskowej emerytury ojca Lolka, z której musieli opłacić czesne w szkole. Nieraz widziałem, jak razem prali, gotowali, sprzątali. Mimo to Karol zawsze znajdował czas na naukę. Był wybitnie uzdolniony. Zawsze mogliśmy na niego liczyć. Nie dawał jednak odpisywać na klasówkach, wolał objaśniać i tłumaczyć. Mówił do nas: „potrzebujecie pomocy to przyjdźcie”. - wspomina Eugeniusz Mróz.
Do rozmowy wtrąca się Szczepan Mogielnicki. Z dumą podkreśla, że chodził z Karolem Wojtyłą do podstawówki i gimnazjum. Przez 12 lat w jednej klasie.
- Owszem, nie dawał odpisywać wprost, ale nieraz zostawiał otwarty zeszyt na ławce, żebyśmy mogli zaglądnąć. Na sprawdzianach też nie zakrywał swojej kartki ramieniem. Siedziałem z Lolkiem przez pewien czas w jednej ławce. Mogę się pochwalić, że sam „odwalałem” od przyszłego papieża. W księgarni Foltynów w Wadowicach można było kupić miniaturowe książeczki z tłumaczeniami z greki i łaciny. Nazywaliśmy je „brykami”. W ten sposób na klasówkach i sprawdzianach ułatwialiśmy sobie uczniowski żywot. Lolek nigdy z nich nie korzystał - mówi Szczepan Mogielnicki.
Do rozmowy wtrąca się Szczepan Mogielnicki. Z dumą podkreśla, że chodził z Karolem Wojtyłą do podstawówki i gimnazjum. Przez 12 lat w jednej klasie.
- Owszem, nie dawał odpisywać wprost, ale nieraz zostawiał otwarty zeszyt na ławce, żebyśmy mogli zaglądnąć. Na sprawdzianach też nie zakrywał swojej kartki ramieniem. Siedziałem z Lolkiem przez pewien czas w jednej ławce. Mogę się pochwalić, że sam „odwalałem” od przyszłego papieża. W księgarni Foltynów w Wadowicach można było kupić miniaturowe książeczki z tłumaczeniami z greki i łaciny. Nazywaliśmy je brykami. W ten sposób na klasówkach i sprawdzianach ułatwialiśmy sobie uczniowski żywot. Lolek nigdy z nich nie korzystał - mówi Szczepan Mogielnicki.
Stanisław Jura w czasie wojny był pilotem RAF. Walczył m.in. w bitwie o Anglię, służył w 304 dywizjonie bombowym. W swoim archiwum ma zdjęcie szkolnej drużyny piłkarskiej.
- Lolek grał na bramce, ja w ataku. Miał szerokie bary, trudno były mu strzelić gola. Pamiętam też jego duże poczucie humoru. Szczególnie upodobał sobie zabawne „wygłupy” jednego z kolegów Włodka Piotrowskiego, który potrafił znakomicie parodiować profesorów, a najlepiej profesora od łaciny. Na jego lekcji można było dostać trzy dwóje za jednym zamachem. Wtedy robiło się tak cicho, że słychać było przelatującą muchę. Tylko Lolek, zawsze bezbłędnie przygotowany, ratował honor kolegów - wspomina Stanisław Jura.
* * *
Koledzy Karola Wojtyły z klasy maturalnej nie przypuszczali, że ich Lolek zostanie księdzem, potem biskupem, kardynałem a w końcu papieżem. Choć był młodzieńcem bardzo pobożnym, miał wtedy zupełnie inne zainteresowania.
- Jego pasją był teatr, chciał zostać aktorem. Grał główne role w szkolnych przedstawieniach. Mieliśmy kolegę w klasie Jasia Kurka, który zaraz po maturze poszedł do seminarium duchownego. A Karol wybrał polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie okupacji z aktorami Teatru Rapsodycznego grywał przedstawienia w krakowskich domach. Wystawiali m.in. Mickiewicza, Słowackiego, Kasprowicza, Wyspiańskiego i Norwida - opowiada Eugeniusz Mróz.
Razem z Karolem Wojtyłą na scenie występowała Halina Królikiewicz- Kwiatkowska. Skończyła żeńskie gimnazjum w Wadowicach w tym samych roku co papież. Później studiowali razem na polonistyce w Krakowie. Po wojnie została profesjonalna aktorką. Do dziś gra na deskach Starego Teatru w Krakowie i wykłada w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Pierwszym dzieckiem, które po wyświęceniu ochrzcił Karol Wojtyła była córka Pani Haliny.
- Miał doskonała dykcję i piękny głos. Był chłopcem niezwykłym. Górował nad nami intelektem, ale nie dawał tego nikomu odczuć. Trudno powiedzieć, na czym polegała jego odrębność. Myśmy czytali byle jakie książki, zachwycaliśmy się Tuwimem czy Gałczyńskim. A Karol zgłębiał dzieła wielkich filozofów, których myśmy w ogóle nie rozumieli. On nie tracił niepotrzebnie ani chwili. Kiedy w 1942 roku zdecydował się, że pójdzie na podziemne studia teologiczne, dla wielu przyjaciół było to dużym zaskoczeniem. Nasz kolega Tadeusz Kudliński rozmawiał z Karolem całą noc i próbował odwieść go od tego pomysłu. Mówił mu, że zmarnuje wielki talent. Jak bardzo się Tadeusz mylił... - opowiada Halina Królikiewicz- Kwiatkowska.
W czasie zeszłorocznej pielgrzymki do Polski papież spotkał się z przyjaciółmi w Zakopanem. Dołączyły do nich koleżanki z żeńskiego gimnazjum w Wadowicach.
- Było nas 16 osób. Stanęliśmy szeregiem. Ojciec Święty podszedł do mnie i powiedział z uśmiechem „Krysia Madeyska”. Ja osłupiałam. Po tylu latach mnie poznał, choć nie znaliśmy się zbyt dobrze. W tamtym czasie dziewczęta nie zwracały uwagi na rówieśników. Oglądały się za starszymi, oficerami - opowiada Krystyna Wyrwicz z domu Madeyska, emerytowana farmaceutka.
W lecie przyjaciele z Wadowic wybierają się na zaproszenie papieża do Watykanu. Będzie okazja do dłuższej rozmowy, wspólnych wspomnień i wzruszeń.
- Nie jeździłam wcześniej do Watykanu, bo chłopcy nam nie pozawalali - mówi trochę rozżalona pani Krystyna wskazując na gimnazjalnych kolegów Karola Wojtyły.
Chłopcy rocznik 1920 rzeczywiście odrobinę niechętnie zabierają koleżanki na spotkania z papieżem.
- Jak zaczną „trajkotać”, to nawet nie można z Ojcem Świętym spokojnie porozmawiać. Ale trudno, nie mamy przecież monopolu na papieża - śmieją się przedwojenni maturzyści.
Jan Paweł II chętnie spotyka się z kolegami i koleżankami. Przyjaciele ze szkolnej ławy podkreślają, że Ojciec Święty ma fenomenalną pamięć. Nigdy nie pomyli imion, nazwisk czy adresów swoich wadowickich przyjaciół.
- Kiedy w zeszłym roku Ojciec Święty podszedł do mnie i powiedział: „Szczepek, ja ciebie zawsze poznam”, pomyślałem sobie, że mogę być już spokojny na tym świecie - opowiada Szczepan Mogielnicki.
Robert Sadowski
Tekst opublikowany w 1998 roku w dzienniku "Życie". Zdjęcia zrobiłem w trakcie pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w 1999 roku.